Issho Fujita

Z języka japońskiego przełożył – Hojun
Redakcja językowa – Anna Gocek

Dla większości z nas czymś zupełnie naturalnym jest to, że każdego kolejnego dnia, o poranku nad horyzontem na wschodzie wstaje słońce i przemierza nieboskłon, by wieczorem utonąć po zachodniej stronie kuli ziemskiej. Stojąc nieruchomo na powierzchni Ziemi, podziwiamy piękno wschodu i zachodu Słońca, które krąży nieustannie wokół naszej planety. W terminologii naukowej, mowa tutaj o teorii geocentrycznej, która wydaje się być czymś naturalnym, towarzyszącym nam na co dzień. W rzeczywistości jednak jest zupełnie odwrotnie. To nie Słońce krąży wokół Ziemi, a Ziemia z ogromną prędkością (około 30 km na sekundę) obraca się wokół Słońca. To zjawisko opisuje teoria heliocentryczna. Mimo że teoria geocentryczna jest błędnym założeniem, w naszym codziennym doświadczeniu to ona właśnie jest łatwiejsza do udowodnienia aniżeli teoria heliocentryczna, której nikt z nas nie jest w stanie odczuć i samemu przekonać się o tym, że jest prawdziwa.

Przekonanie o czymś, czego nie możemy potwierdzić bezpośrednim doświadczeniem – jak w przypadku teorii heliocentrycznej – uważamy za sprzeczne z intuicją. Jest to przeciwieństwo tego, czego doświadczamy w naszym codziennym życiu. Coś będącego wbrew zdrowemu rozsądkowi. W języku angielskim określa się to terminem counterintuitive idea. Kiedy po raz pierwszy zapoznałem się z tym wyrażeniem, miałem wrażenie, że doskonale oddaje sens nauki buddyjskiej, ponieważ mowa w niej o niczym innym, jak o działaniu wbrew ogólnie przyjętemu porządkowi świata, i w związku z tym dla większości z nas jest tak trudna do zrozumienia. Siakiamuni – był pierwszym, który bezpośrednio urzeczywistnił tę prawdę. W jednej z sutr (Ayacana Sutta – przyp. tłum.) czytamy, co następuje: „Niełatwo jest urzeczywistnić tę Dhammę owładniętym namiętnością i nienawiścią. Ci, którzy pławią się w namiętnościach, spowici ciemnością, nie ujrzą tego, co tajemnicze, subtelne, niezgłębione, będące nie z tego świata”. Przez jakiś czas po tym, jak Siakiamuni osiągnął przebudzenie, siedząc pod drzewem bodhi, milczał, nie będąc przekonanym co do tego, czy powinien nauczać tego, co zrozumiał. Miał wątpliwości, czy ludzie zrozumieją to, co ma im do przekazania, czy znajdzie się ktoś, kto będzie chciał go słuchać, i czy jego wiedza nie zostanie przyjęta jako pesymistyczna interpretacja rzeczywistości. Doskonale wiedział bowiem o tym, że jeśli traktować tę naukę zdroworozsądkowo, może się wydawać, że namawia ona do rzeczy wręcz absurdalnej. Siakiamuni jednak cały czas podkreślał, że to, czego naucza, jest „nie z tego świata” – jest całkowicie sprzeczne z naszą intuicją. W czasach Buddhy dominował dogmat braminizmu, który opierał się na nauce wed i upaniszad, i to on kształtował ówczesny światopogląd. Według tej religii, każdy człowiek posiada wieczną i nieśmiertelną duszę (atman), której esencją jest stała i niezmienna natura brahmana. Atman i brahman jest jednym i tym samym, co określa się mianem niedwoistości (advaita). Przeświadczenie o tym, że prawdziwa jaźń jest niezmienna i nieśmiertelna, jest niezwykle atrakcyjną ideologią dla człowieka, któremu z trudnością przychodzi pogodzić się z tym, że pewnego dnia będzie musiał umrzeć. Ponadto o wiele łatwiej jest uwierzyć w teorię, która głosi, że choć nasze doświadczenia nieustannie się zmieniają, z chwili na chwilę, istnieje jednostkowa jaźń, będąca tego naocznym świadkiem, o czym każdy bez większego problemu może się przekonać. W związku z powyższym, braminizm określić możemy jako religię intuicyjną, która doskonale wpasowuje się w ramy empirycznie namacalnego i zdroworozsądkowego świata. Z drugiej strony, nauka Buddhy, oparta na przeświadczeniu o braku takowej jednostkowej jaźni (anatman), wyraźnie przeczyła ogólnie przyjętemu światopoglądowi – była „nie z tego świata”. Według Buddhy, przekonanie o niezmiennej jaźni jest niczym więcej jak złudzeniem, zwykłym ludzkim wymysłem. Podobnie jednak, jak teoria heliocentryczna, którą przedstawił po raz pierwszy Kopernik, nie podważała istnienia Ziemi, nauka Buddhy nie negowała istnienia jaźni. Buddha jedynie wprowadził korektę odnośnie tego, jak należy pojmować jaźń, która nie jest żadną nieśmiertelną duszą, ale podobnie jak wszystkie inne zjawiska, jest uwarunkowana i podlega nieustannie procesowi zmiany. Skoro teoria heliocentryczna, mimo iż nikt z nas nie jest w stanie bezpośrednio jej doświadczyć, stała się czymś oczywistym i obecnie nikt jej nie kwestionuje, jest nieodzowną częścią naszego życia, można zadać pytanie, czy doczekamy się dnia, kiedy również nauka Buddhy o nieistnieniu jednostkowej jaźni diametralnie zmieni ogólnie przyjęty światopogląd, jak i mniemanie o niej samej, i nie będzie już nigdy przeczyć intuicji, stając się niezaprzeczalnym faktem naszego życia.

Buddha nie namawiał do tego, aby na siłę „wciskać” jego naukę w ramy zwyczajnie przyjętego porządku świata. Wręcz przeciwnie, podkreślał, że dzięki tej będącej „nie z tego świata” nauce, praktykujący musi sam przeegzaminować tę zdroworozsądkowość, spojrzeć nań krytycznym okiem i na własnej skórze przekonać się, czy jest prawdziwa. Czyż właśnie nie na tym powinna polegać praktyka buddyjska? Buddyzm to nie żadna sucha doktryna, a żywa praktyka, która jest ucieleśnieniem prawdy „nie z tego świata”. Cztery szlachetne prawdy, o których nauczał Siakiamuni po tym, jak osiągnął oświecenie, nie są zwyczajnym, jakże często mylnie interpretowanym, wyznaniem wiary. Dogłębne zrozumienie tego, czym jest cierpienie, wyzbycie się chciwości, doświadczenie stanu wolnego od tego uczucia i praktyka, winny być serią praktycznych zadań dla każdego, kto podąża tą ścieżką.

Szczególnie istotne jest pierwsze z nich – zrozumienie tego, czym jest cierpienie – bez którego nie bylibyśmy w stanie rozpocząć praktyki. Każdy z nas doświadcza cierpienia starości, choroby, śmierci i udręki, spowodowanej tym, że życie nie idzie po jego myśli. Ilu spośród nas choć przez chwilę próbowało zastanowić się nad tym, jaką nauką jest dla nas cierpienie, którego doświadczamy? Czyż nie jest tak, że zamiast tego, odwracasz wzrok, unikając bezpośredniej konfrontacji z rzeczywistością. Ileż czasu i wysiłku wkładasz w to, aby bez reszty o tym zapomnieć. Podstawowe zadanie [zrozumienia prawdy] o cierpieniu albo traktujemy na pół gwizdka, nie przejmując się tym zanadto i zostawiając to tak, jak jest, albo zupełnie nic nie robiąc niczego w kierunku znalezienia odpowiedzi. Zamiast spojrzeć cierpieniu bez wahania prosto w twarz, obchodzimy je wkoło, nieustannie zmagając się, by znaleźć odpowiedni środek do zatuszowania go. To zupełnie odwrotny kierunek aniżeli ten, na który wskazywał Buddha.

Jak się zwykle zachowujesz, kiedy do twojego umysłu wkradną się niepokój i zmartwienie? Zapewne uciekasz się do różnych sposobów, aby je wyplenić. A może wmawiasz samemu sobie, że „nie może być przecież aż tak źle, jak mi się wydaje. Nie ma więc sensu aż tak bardzo się tym przejmować”. Kiedy takie myślenie nie pomaga, starasz się „schować umysł pod dywan” i udajesz, że wszystko jest w porządku, nie myśląc o tym. Jednak pierwsze zadanie, dokładne zrozumienie cierpienia, nie polega na tym, by w chwili kiedy pojawią się w naszym życiu nieszczęście i udręka, uciekać przed nimi albo udawać, że się ich nie widzi. Wręcz przeciwnie, wymaga ono od nas całkowitego zaakceptowania cierpienia. Nie jest to ani próba wyeliminowania cierpienia, ani próba kontrolowania go w jakiś sposób, lecz rozluźnienie dłoni, która kurczowo się go trzyma. Im bardziej będziesz się zmagał z tym cierpieniem, tym bardziej zaplączesz się w impulsywną, nawykową reakcję łańcuchową. Jeśli do tego dojdzie, istotnym jest, aby się wówczas zatrzymać i zachować spokój. Zatem zamiast po raz setny powtarzać ten sam schemat, warto porzucić go na rzecz postawy nacechowanej większą wrażliwością, siłą wyobraźni i twórczym działaniem. Dzięki temu pewnego dnia sam przekonasz się o tym, że możesz stawić czoło własnym – często przyjętym za coś zupełnie oczywistego – nawykowym schematom działania w sytuacji cierpienia i boleści.

Buddyzm nie tylko w teorii, ale także w swym aspekcie praktycznym podąża wbrew ogólnie przyjętym założeniom i zdrowemu rozsądkowi, jest więc sprzeczny z intuicją. W związku z tym, rozpoczynając praktykę buddyjską, często doświadczamy różnego rodzaju trudności i odczuwamy konsternację, jakbyśmy płynęli pod prąd, w górę rzeki. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni i jest to dla nas czymś całkowicie nowym. Kontynuując jednak swoją praktykę, która polega na rzucaniu wyzwania dotychczasowemu „nurtowi nawyków”, w trudnych, wypełnionych lękiem i strachem sytuacjach, po raz pierwszy rozumiemy, czym jest siła, jaką otrzymujemy dzięki cierpieniu.

Wyobraź sobie, że pływasz w morzu i nagle zaczyna przykrywać cię ogromna fala. Kiedy się jej wystraszysz i zaczniesz przed nią uciekać, zostaniesz przez nią połknięty, a następnie rzucony na brzeg. Jeśli jednak będziesz gotów, aby stawić czoło fali i poddając się jej, zanurzysz się w niej całkowicie, przekonasz się, że to, co wyglądało na przerażającą ogromną falę, jest tylko wodą. Podobnie, kiedy postanowisz przeciwstawić się nurtowi swoich nawyków, zupełnie nieoczekiwanie zbudujesz całkowicie nową relację z trudną sytuacją.
Zrozumienie cierpienia to dokładne obserwowanie tego, w jakiej formie się manifestuje, ze spokojnym i jasnym umysłem. Na poziomie emocji, jakich rzeczywiście doświadczamy, można pomyśleć, że patrzenie na cierpienie z zewnątrz i próba zrozumienia go są czymś oczywistym. Buddyzm zachęca do tego, aby spojrzeć wewnątrz i tam szukając odpowiedzi, samemu przekonać się skąd się bierze cierpienie, i w samym cierpieniu odnaleźć drogę prowadzącą do wyzwolenia się zeń. Dlatego właśnie praktyka Dharmy Buddhy jest „nie z tego świata”. Jednakże aby rozwiązać fundamentalny problem cierpienia, innej ścieżki, jak się wydaje, nie ma.


Issho Fujita urodził się w kwietniu 1954 roku w mieście Nihama, w prefekturze Ehime w Japonii. Studiował psychologię dziecięcą w Tokio, ale przerwał naukę, poświęcając się praktyce zen. W wieku 29 lat przyjął święcenia mnisze w klasztorze Antaiji od Koho Watanabe. Przez ponad 17 lat prowadził praktykę zazen w Ośrodku Zen Valley Zendo w Charlemont, w stanie Massachusetts, w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkał wraz ze swoją rodziną: żoną i dwiema córkami. W 2005 roku wrócił do Japonii. Obecnie mieszka w Hayama, w prefekturze Kanagawa. Od 2010 roku pełni rolę Dyrektora Międzynarodowego Centrum Soto Zen.